PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=210137}

Dziękujemy za palenie

Thank You for Smoking
7,0 18 500
ocen
7,0 10 1 18500
6,9 14
ocen krytyków
Dziękujemy za palenie
powrót do forum filmu Dziękujemy za palenie

Nie za niska ta nota? Przy filmie przecież nie sposób się nudzić - fabuła pędzi błyskawicznie od jednego wydarzenia do drugiego, każde ciekawe, każde zabawne, zaskakująco spuentowane lub/i ironicznie skomentowane. Konstrukcyjnie i wizualnie trochę mi to przypomina "Trainspotting". Lubię takie zgrabne, pomysłowe układanki, przy których prawie dostaje się zadyszki (ale to takie przyjemne stymulujące zmęczenie). :) Czy to propaganda pronikotynowa? Nie sądzę. Ja nie palę, nie znoszę lekceważenia niepalących przez palaczy (a zdarza mi się to bardzo często), najlżejszy zapach dymu wywołuje u mnie mdłości, powinnam więc być tym bardziej wyczulona na próby indoktrynacji. Tymczasem nie odbieram tego filmu w ten sposób. Przede wszystkim świetnie się na nim bawiłam. Uświadamia też jak łatwo ludźmi manipulować, dysponując darem werbalnej błyskotliwości i argumentacyjnej zręczności. Nie problem udowodnić, że czarne jest białe, a porażkę obrócić w sukces. Tylko czy naprawdę o to chodzi? O przerzucanie się zgrabnymi sofizmatami? O mydlenie oczu pozornie trafnymi analogiami? Przecież w gruncie rzeczy argumentacja Naylora to stek bzdur, nader łatwych do obnażenia. Tyle, że brzmią dobrze, przechodzą przez usta gładko i wydają się logicznie spójne. A ludzie słuchają tego, co proste i łatwe do zrozumienia, nie analizują zależności, nie pytają o przyczyny i nie zaglądają na głębsze poziomy istoty rzeczy. Wystarczy, że taki złotousty Naylor w dyskusji na temat zamieszczania na paczkach papierosów ostrzeżenia o śmiertelnych skutkach palenia powie z uśmiechem triumfu: "To może należałoby zamieszczać takie ostrzeżenie na opakowaniach żółtego sera? W końcu najwięcej osób w tym kraju umiera z powodu wysokiego poziomu cholesterolu" i już wszystkim opadają szczęki. Nic to, że cholesterol zawarty jest też w setkach innych produktów, a jego wysoki poziom to przede wszystkim efekt złej diety i niezdrowego trybu życia, czyli czynników zupełnie niepowiązaych bezpośrednio akurat z serem żółtym. To są już kwestie, w które trzeba nieco wniknąć, żeby dostrzec absurdalność analogii. Ważne jest pierwsze wrażenie, piorunujący efekt. I dla mnie o tym przede wszystkim jest ten film - o sztuce manipulacji. :)

ocenił(a) film na 6
Diana

No tak, całkiem zgrabnie powiedziane, ale nie przesadzajmy z zaletami tego filmu.
Akurat dzisiaj go obejrzałem, a trochę wcześniej wspominany "Trainspotting" - nie lubię porównywać filmów, a tu proporcje są już cholernie zachwiane ;)
Fajny film, którego trudno się czepiać, ale jednak trochę bez wyrazu.
Pusta w środku choć całkiem dowcipna i zabawna komedia traktująca o bardzo ważnym problemie. Podejście lekkie i z dystansem - niewątpliwy plus, ale ciągle trochę pusty ;)

"Pusty" na swój sposób jakby co, vide relacje z synem i wręczane łapówki - słabsze strony według mnie.

Niemniej gratuluję kolejnej fajnej recenzji ;)

ocenił(a) film na 8
sten44

Za gratulacje dziękuję. :) O "Trainspotting" wspomniałam tylko w kontekście pewnych zabiegów formalnych. Tempo, dynamizm, szybki montaż - jakoś automatycznie skojarzyły mi się z tym filmem.

Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem zarzuty, że film Reitmana jest pusty, bez wyrazu etc. To jest pomysłowo zrobiona satyra, zaglądająca za kulisy środowiska "adwokatów diabła". Moim zdaniem jak na komedię porusza całkiem poważny temat i w kilku miejscach naprawdę zaskakuje spostrzeżeniami.

ocenił(a) film na 6
Diana

Chodzi o to, że brak wyróżniających jakichś, czy choćby nawet wyrazistych momentów, dynamiczniejszych scen (jaki dynamizm?, jakie tempo;)
Film nie wymaga kompletnie żadnego zaangażowania od widza, OK rozumiem, że to komedia. Ale nawet jak na komedię (vel. satyrę) co najwyżej uśmiechałem się pod nosem od czasu do czasu.
Dawanie łapówki gościowi od Marlboro i rozmowy "o życiu" z synem mówiąc wprost kompletnie jak dla mnie nie przekonywające (jak i cała sztuczna postać głównego bohatera).
Tyle mi się nie podobało, ale i tak bawiłem się zupełnie nieźle.

A zerkając dzisiaj zza stołu na muszkieterów albo "I kto to mówi 2" zabawa był o wiele lepsza. Film oglądałem niestety z lektorem, może miało to niewielki ujemny wpływ...

Scenariusz w sumie nienajgorszy więc pewnie reżyser się nie do końca wczuł, ale w sumie się na tym nie znam. Podobnie jak montażu, może i szybkie cięcia bez przeciągania ale też co w tym nadzwyczajnego? Do "Trainspotting" mimo wszystko daleko.

Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 8
sten44

"jaki dynamizm?, jakie tempo;)"

Sceny jedna za drugą pędzą na łeb na szyję, szczególnie widać to na samym początku; mnóstwo informacji, przerzucanie się dialogami zwłaszcza podczas spotkań naszej trójki etc. Przez dynamizm niekoniecznie rozumiem bieganie po dachach i strzelanki. ;)

A jakie zaangażowanie masz na myśli? Z drugiej strony dajesz przykład "I kto to mówi", które zaangażowania wymaga jeszcze mniejszego. A poza tym ja nie traktuję filmu Reitmana jako rasowej komedii, to i wcale nie oczekiwałam śmiechu non-stop, a raczej właśnie uśmiechu od czasu do czasu. Coś a la Allen, który też mnie raczej nie śmieszy do rozpuku.

Dlaczego uważasz, że postać głównego bohatera jest sztuczna? Lekko karykaturalna - oczywiście, bo to zamierzone.

Ostre cięcia, szybki montaż - ja nie piszę, że to coś nadzwyczajnego, tylko że dodaje dynamizmu. :)

ocenił(a) film na 6
Diana

OK, wiem przecież doskonale o co chodzi z tym montażem ;)

Wcale nie mniejszego, bo podobnie jak przy papierosach - żadnego :) Tylko, że jest dużo zabawniejszy i ma kilka dobrych scen łatwo zapadających w pamięć.

Do Allena jeszcze dalej niż do montażu "Trainspotting" :)
Dialogi faktycznie były bardzo fajne, ale znowu nie nadzwyczajnie dynamiczne, patrząc choćby na wspominany "Trainspotting" czy Allena (może ten lektor...).

Sam nie wiem o co mi chodziło z tą sztuczną postacią dokładnie ;P
Po prostu sztuczna i już, fakt, że i karykaturalna - to trochę ładniej brzmi i pewnie w istocie w sporym stopniu celowe.
Prawie wszystkie jego dialogi są nie ze świata realnego, ale naiwne jakby przez pryzmat dziecka. OK rozumiem, że to satyra USiA...

Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 8
sten44

Wiesz, z tymi scenami zapadającymi w pamięć to też sprawa indywidualna. Z filmu Reitmana pamiętam kilka, z "I kto to mówi" ani jednej. Co to znaczy to zaangażowanie? Bo nie zgodzę się absolutnie, że prościutka komedyjka osadzona głównie na humorze sytuacyjnym i standardowych gagach ("I kto to mówi") może się równać ze społeczną satyrą, której komizm polega głównie na wykorzystanym koncepcie i która bądź co bądź porusza takie ważkie kwestie jak mechanizmy werbalnej manipulacji i moralnej odpowiedzialności za własne słowa.

"Do Allena jeszcze dalej niż do montażu "Trainspotting" :)"

Napisałam: "Coś a la Allen, który też mnie raczej nie śmieszy do rozpuku." Wyraźnie wynika z kontekstu jakie aspekty porównuję. Pisałam o podobieństwach w mojej reakcji na rodzaj komizmu. Czemuż Ty mi to robisz, co? ;) Wycinasz z kontekstu albo wyciągasz wnioski, na podstawie danych, których u mnie nie ma. :D

"Prawie wszystkie jego dialogi są nie ze świata realnego, ale naiwne jakby przez pryzmat dziecka."

??? :) To żeś pojechał! ;)

ocenił(a) film na 6
Diana

Nie wiem, może jestem złośliwy :>

Coś a la Allen i coś a la Trains to duże ogólniki, bo wiesz nie jeden film ma szybki montaż i nie jeden ma w sobie dowcip jako taki. Różnica tylko w jakości.

'I kto to mówi 2' tak sobie palnąłem na rybkę. Z chęcią zerkam na niego po raz enty, a papierosy odgaszam i już do nich nie wrócę.
Dwie sceny jakie wychwyciłem to kupowanie biletów do kina na 'upierdliwe dzieciaki' i potańcówkę Travolty w przedszkolu, nie pamiętasz ;)
A z pewnością jest tego więcej, obejrzałem razem góra 30 minut.

W dyskusji widzę pewne plusy. Co do tego zaangażowania jako satyry masz po prostu rację, przyznaję Ci. Choć zależy jak na to patrzeć, mnie to nie bardzo zaintrygowało, choć powtarzam z filmu mam plus/minus pozytywne wrażenia - ale to i tak jeden z bardzo wielu dla mnie niezłych filmów.

Oglądałaś może "Borat"? Tam spodziewając się kompletnego gówna zaskoczyłem się pozytywnie i satyra porównywalna poziomem TYfS IMO.

Co ciekawe w filmie nit nie palił ani razu prócz bohaterów z czarno-białego filmu.

A, jeszcze to: ""Prawie wszystkie jego dialogi..." :)
No tak, sprawa bardzo według mnie poważna, zgadzam się. Ale świat przedstawiony w filmie to świat istotnie bardzo uproszczony, czarno-biały. Wypowiedzi i "argumenty" bohatera dla laików może na serio, ale dla poważnego człowieka po prostu satyryczne uproszczenie (w realu idiotyczne).
No cóż tak je odebrałem, możesz się nie zgadzać, wcale nie wezmę Cię za osobę naiwną ;), poważnie mówię teraz - subiektywizm.

ocenił(a) film na 8
sten44

Ba, subiektywizm - rzecz nadrzędna, o czym oboje wiemy. :) Ale tego Ci nie daruję: "Nie wiem, może jestem złośliwy :>". Bo to wyklucza dyskusję. Znaczy - albo zakładamy, że jesteśmy wobec siebie fair albo stawiamy na erystyczne gierki a la Orliński. Ale tym razem jeszcze przymknę oko. ;)

O "Boracie" pisałam kiedyś. Kompletnie nie moja bajka. A do inteligentnego filmu Reitmana - lata świetlne. "Borat" - wulgarny i głupi po prostu.

"Wypowiedzi i "argumenty" bohatera dla laików może na serio, ale dla poważnego człowieka po prostu satyryczne uproszczenie (w realu idiotyczne)."

Jasne, jacy my dorośli, poważni i generalnie mądrzy. A łapiemy się czasem w życiu na takie naiwniutkie przynęty, że aż wstyd. Ale poczucie odrębności - fajna rzecz. :)

ocenił(a) film na 6
Diana

Właśnie, właśnie...
To odnośnie "Czemuż Ty mi to robisz, co?" te rozważania nad złośliwością drzemiącą we mnie - ale chyba się po prostu pomyliłem tym razem :)
Wiesz przecież, że nie ze złośliwości, i nie że wyrywam z kontekstu podstępnie a jedynie troszkę żeruję :) A tak naprawdę doskonale rozumiem cały kontekst Twoich myśli - przecież nasze spojrzenie na kino nic się nie różni (nie licząc szczególików jakich) ;>>

BTW, posiedziałem dzisiaj trochę z Allenem, ale dialogi się lały grubym strumieniem, nadążyć nie mogłem :)

P.S.
Nie znam wcale tego Orlińskiego, tj. nie czytam...

ocenił(a) film na 8
sten44

Małe uszczypliwości od czasu do czasu wliczam w ryzyko dyskusji. :) Zwłaszcza takiej wirtualnej, pozbawionej całej emocjonalnej otoczki, czyli uboższej w informacje. Zresztą wiesz przecież - kłócić o film to ja się mogę, tylko chamstwa nie znoszę. Ale to ostatnie trzeba nam po prostu ignorować. Swoją drogą - nie mówiłam, że te nasze kinowe upodobania układają się w kształt sinusoidy? ;)

Za Allenem już tęsknię, znów nie mam skąd wziąć, ale jeszcze poluję na "Purpurową różę z Kairu" na TCM.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones